O tym, co Witkacy i Malczewski robili na Śląsku i że nie każdy Grzywacz jest gołębiem

Kiedy Studniówka przeszła już do historii, pora się skupić już wyłącznie na utrwalaniu materiału. Matura zbliża się wielkimi krokami, więc młodzież klasy 3a wykorzystała jeszcze wspólny czas na wizytę w Muzeum Śląskim, żeby na galerii malarstwa polskiego i wystawie sztuki nowoczesnej wrócić ponownie do niektórych zagadnień omawianych na lekcjach języka polskiego. Zwiedzanie rozpoczęli od przyjrzenia się trzem portretom z pracowni Witkacego i koniecznie rozszyfrowania zawartych w nich skrótów. Ten związany z Zakopanem artysta bywał również na Śląsku, czego dowód mamy na jego autoportrecie. Podobnie rzecz się miała z jego dobrym znajomym, Rafałem Malczewskim. Z tym, że syn sławnego ojca zdecydowanie skoncentrował się na industrialnym krajobrazie. Po omówieniu prac artystów wykształconych w ramach École de Paris, przyszedł czas na chwilę refleksji przed obrazami Andrzeja Wróblewskiego. Kilka kroków dalej uczniowie stanęli przed obrazami reprezentantów sztuki nowoczesnej, których twórczość okazała się doskonałym pretekstem do odgrzebania kilku wiadomości z wcześniejszych lekcji. Portret trumienny Leszka Sobockiego powiązali z barokową tradycją polskich Sarmatów, w obrazie Zbyluta Grzywacza odnaleźli komunistyczną parafrazę dzieła Podkowińskiego, a przed fotografią grupy Łódź Kaliska przypomnieli sobie monumentalne płótno Jana Matejki. Co prawda zajęcia dotyczyły tylko wybranych elementów ekspozycji muzealnej, ale nie mogło podczas nich zabraknąć spojrzenia na prace Magdaleny Abakanowicz, która jest artystką docenianą na całym świecie. O kontakcie z wielkim światem możemy mówić także w związku z przyjrzeniem się instalacji Japonki z Berlina, czyli Chiharu Shioty. Na zakończenie wizyty w Muzeum Śląskim młodzież mogła bowiem zobaczyć pracę „Counting Memories” i było to chyba jedyne liczenie w tym roku, które nie przyprawia ich o zawał.

Tekst: Magdalena Bula
Zdjęcia: Anna Żurek